Drugi Sezon

Krykiet uczy nie tylko pokory, uczy także wytrwałości. Szczególnie jeżeli chodzi o batting, kóry jest silnikiem napędowym tej całej dyscypliny. Bez battingu można w krykieta grać trudno jest jednak cokolwiek wygrać. Nad każdym batsmanem, bez względu na poziom rozgrywek, zawsze wisi widmo jednego błędu, ponieważ ten jeden błąd skutkuje zazwyczaj eliminacją a następnie zejściem z pola. Ci trudniący się miotaniem mają o wiele łatwiej, ich niedociągnięcia techniczne nie są karane tak drakońsko jak błędy batsmana. Miotacz nawet po najbardziej beznadziejnej zagrywce może wyciągnąć wnioski a następnie skorygować błąd już w kolejnej piłce tej samej serii, batsman natomiast musi czekać na następny mecz.

Teraz z persketywy roku dochodzę do wniosku, że mój pierwszy sezon krykieta w Anglii (lato 2021) polegał przede wszystkim na desperackich wręcz czasami próbach przetrwania ostrzału. Rozstawiano mnie w bardzo różnych pozycjach sekwencji battingowej; czasami otwierałem, czasami wychodziłem jako numer 11, statystyki jednak pokazują, że najlepiej grałem gdzieś w środku rozdania, tzn. middle order – pomiędzy 4 a 7. Od czasu do czasu udawało mi się nawet systematycznie punktować, ale zazwyczaj były to odbicia kompletnie niekotrolowane. Nie mogę sobie przypomnieć ani jednego momentu kiedy uderzyłem piłkę z premedytacją tam gdzie właśne nie było obrońcy. Mimo tego jednak udało mi się zdobyć moją pierwszą setkę, tj. 100 runów, ale licząc kumulatywnie przez cały sezon. Oczywiście średnia na mecz była gdzieć poniżej 10, ale i tak jest to dla mnie osiągnięcie porównywalne do zdobycia setki podczas meczu Testowego na Lord’s.

W tym sezonie nie uciułałem nawet tej naciąganej setki, ale uważam 2022 za mój pierwszy prawdziwy sezon battingowy w Anglii. Dlaczego? Dlatego, że w końcu zacząłem myśleć jak batsman. Naśladując zawodników z drużyny uważnie patrzyłem na ustawienie w polu, następnie analizowałem dany styl miotania i próbowałem uderzać piłkę tam gdzie ja ją chciałem akurat posłać; pomiędzy fielderów, w kierunku bandy. Najpierw udało się jedno odbicie w meczu, później dwa etc. Oczywiście nie zawsze punktowały, ale satysfakcja z kontroli nad piłką budowała pewność siebie. Ku mojemu własnemu zdziwieniu zauważyłem, że umiem uderzyć on drive, który zazwyczaj owocował czwórką oraz zniesmaczoną miną miotacza.

W ostatnim meczu tego sezonu zagrałem najlepiej. Zdobyłem 34 punkty z 35 piłek. Współczynnik skuteczności dla mnie wręcz niewyobrażalny, ponieważ zazwyczaj oscyluję gdzieś pomiędz 25%-35%. Iście Testowo, a mecze ligowe trwają tutaj 45 serii. Oczywiście skuteczność battingu jest odwrotnie proporcjonalna do jakości miotania, ale w tym meczu zdobyłem najwięcej punktów z całego zespołu. Coś jednak robiłem dobrze. Oczywiście nie należy spoczywać na laurach, ponieważ jak mówi złośliwe polskie przysłowie: jedna jaskółka wiosny nie czyni.

Batting to przede wszystkim pamięć mięśniowa. Co oznacza, że należy regularnie ćwiczyć. Teraz w sezonie zimowym będzie to trudne, ponieważ obiekty plenerowe są po prostu zamknięte. Oczywiście jest także opcja hali, tzw. siatki halowe gdzie trenuje się standardową czerwoną piłką. Dostęp do nich jest jednak trudny a także kosztowny. Ćwiczyć jednak należy, przynajmniej raz na dwa tygodnie, ponieważ w innym przypadku cały proces doskonalenia battingu należy zacząc od nowa w kwietniu 2023.

Jerzy ‚Jersey’ Suchodolski

18 września 2022

Liga Cz. 2.

Koniec sezonu. Angielskie rozgrywki ligowe zaczynają się w pierwszy weekend maja a kończą w ostatni weekend sierpnia. Na każdym poziomie ligi jest dziesięć zespołów co oznacza osiemnaście spotkań ligowych. W tym roku cztery z tych osiemnastu zostały odwołane ze względu na pogodę, ja natomiast zagrałem w dziewięciu z tych rozegranych czternastu. Niestety niektóre mecze wyjazdowe były poza zasięgiem mojej kolarskiej wytrzymałości. To Liga Weekendowa gdzie mecze zaczynają się o 13:00 i gra się 45 serii. Jest jeszcze tzw. Liga Śródtygodniowa (ang. midweek). Przedsięwzięcie kompletnie odrębne gdzie zazwyczaj w czwartki o 18:00 rozgrywa się 15 serii składających się z 8 piłek każda, aby skrócić czas rozgrywek. W drugiej połowie sezonu zostałem także zaciągnięty do jakiejś zakładowaj drużyny, która jest eklektyczną mieszanką krykietowych wiarusów.

Tę drugą połowę sezonu rozegrałem już jako kiper. Po tych wstępnych trzech tygodniach stażu jako WK pozwolono mi zagrać w dwóch ostatnich meczach pierwszej rundy spotkań. W pierwszym meczu 23 serie, a w tym drugim 30. Wszystko odbyło się z tą protestancką angielską systematycznością. Dla mnie był to debiut niemalże Testowy. Przed wyjściem na pole chciałem jeszcze wyjaśnić jedną z kwestii z kapitanem, którą zaobserwowałem we wcześniejszych spotkaniach. ‚Co w sytuacji jak miota siłowy a batsman wychodzi z bazy? Czy to kapitan decyduje gdzie kiper ma stać?’ Popatrzył na mnie i odpowiedział ‚Ty jesteś kiperem i to TY decydujesz gdzie masz stać. Nikt inny.’ Teoria została zaliczona i poszliśmy grać.

Była to połowa czerwca, ale dzień był bardzo pochmurny i było po prostu zimno. Odpowiednik polskiego listopada gdzieś na Warmii. Odliczyłem moje pieć, dziesięć i piętnaście kroków od słupków i ustawiłem się na na dziesiątym metrze. Nasz atak standardowo otwierał siłowy specjalnie ściągnięty na ten mecz z lepszej drużyny, bo nasi przeciwnicy byli nader mocni. Potężny nabieg, piłka zniknęła za bastmanem, ponieważ poszła szeroko po przekątnej na moją lewą, następnie już po wysokim odbiciu pojawiła się na wysokości mojej głowy. Udało mi się ją wyłapać czubkami palców w ostatniej chwili, ale już wiedziałem, że miałem kontuzję z ktorą musiałem grać przez 23 serie. Gdy w połowie meczu zdjąłem rękawicę okazało się, że ta wewnętrzna jest kompletnie przekrwiona. Jeden z paznokci perfekcyjnie oderwał się od opuszka palca. Czyli jednak można skaleczyć się czymś okrągłym. Polak potrafi.

Do Ligi Śródtygodniowej także zostałem zaciągnięty jako kiper specjalista. Tak jak w Lidze Sobotniej bardzo długo musiałem czekać na pierwsze wyłapanie, które pojawiło się dopieru po kilku wystąpieniach, tak w Lidze Śródtygodniowej zaliczyłem trzy wyłapania podczas debiutu. Jakość miotania była po prostu o wiele lepsza, ponieważ to tylko 120 piłek atakują zazwyczaj tylko siłowi a batsemni agresywanie się bronią bijąc wszystko na 4 i 6, co często kończy się krawędziami. Ta kombinacja rozgrywek sobotnich oraz czwartkowych nagle spowodowała, że zacząłem grać regularnie dwa, a czasami nawet trzy, razy w tygodniu. Do tego doszły jeszcze treningi w środy. Nagle zauważyłem, że de facto średnio co drugi dzień gram, albo trenuję.

Zawsze postrzegałem siebie, trochę na wyrost, jako kipera-batsmana. Gdzie 90% to kiper a 10% to batsman. Batting jest oczywiście najtrudniejszym technicznie elementym gry i moje pierwsze wystąpienia z kijem w ręku tutaj raczej roczarowywały, przede wszystkim mnie samego. Rzadko udawało mi się wyjść z cyfr, było także parę kaczek, jedna już w drugiej piłce. Regularne treningi oraz ogranie meczowe zaczęły w pewnym momencie przynosić efekty. Nagle zacząłem zdobywać liczby. W ostatnim meczu ugrałem 30*. W całym sezonie, licząc mecze ligowe i sparingi, uciułałem 96. Jeżeli we wrześniu coś jeszcze zagramy to być może nawet zdobędę moje pierwsze century w sezonie…

Jerzy ‚Jersey’ Suchodolski

8 września 2021

Treningi Cz. 3.

Większość kiperów to dziwacy. Ekscentryczni ludzie, którzy odnajdują się w tej najbardziej chyba wymagającej roli w zespole krykietowym. Jedenastkę można podzielić na batsmenów, miotaczy, tzw. wszechstronnych – zawsze się taki utalentowany mądrala znajdzie, i kiperów. Kiper jest silnikiem napędowym całego zespołu, bez tego człowieka nowoczesny wehikuł krykietowy po prostu nie pojedzie. Jeżeli kipera nie widać, jeżeli nikt go nie zauważa to oznacza, że dobrze gra. Vaughan, legendarny angielski batsman, chyba najlepiej opisał mentalność kipera podczas komentowania jednego z Testów: „Kiper to człowiek, który budzi się każdego ranka i myśli tylko o jednym – chcę łapać piłki!’ Oczywiście brzmi to trochę infantylnie, ale tak właśnie jest. Nie można porównywać kipera do bramkarza w piłce nożnej, ponieważ kiper w krykiecie jest zaangażowany w absolutnie każdą zagrywkę, każdą akcję w polu, nawet jeżeli nie przejmuje piłki musi ją nieustająco obserwować.

Na pierwszy trening w Anglii w sierpniu 2020 pojechałem z całym rynsztunkiem. Oczywiście rowerem. Padsy kiperskie na bagażniku, padsy battingowe przymocowane do ramy, kij zawieszony na kierownicy, kask etc. w plecaku. Poinstruowano mnie, że mam się spotkać przed treningiem z Trenerem oraz z Ogrodnikiem. Oczywiście nikt im nie powiedział, że przyjadę, więc patrzyli na mnie jak na Yanko Goorala. Ogrodnik był spostrzegawczy, patrząc na bagażnik powiedział do Trenera ‚To chyba kiper jest.’ Niestety szybko zorientowałem się, że moje szanse na grę w roli kipera w tym Klubie są bardzo znikome. Okazało się, że tylko namaszczone postaci mogą nałożyć rękawice i ustawić się za wicketem. Nawet na treningach nie mogłem się wykazać, poniewż Trener postanowił ze mnie zrobić leg spinnera, zapewne ze względu na mój wzrost. Pogodziłem się ze swoim losem i przestałem zabierać na treningi sprzęt do kiperki. Pracowałem nad moim miotaniem i nawet te systematyczne próby przebranżowienia zaczęły w końcu przynosić efekty, ponieważ na treningach udawało mi sie już nawet zdejmować skalpy.

W tym sezonie, po sześciu tygodniach rozgrywek, podczas jednego z treningów podszedł do mnie Ogrodnik – nota bene legendarna postać w Klubie, wcześniejszy batsman i kapitan, teraz już na emeryturze de facto zajmuje się Klubem siedem dni w tygodniu – i zagaił ‚Słuchaj, ty mówiłeś, że kiperem jesteś.’ ‚No jestem, a raczej byłem, bo od blisko roku rękawic kiperskich nie miałem na rękach,’ odpowiedziałem. Papatrzył na mnie i wyjaśnił ‚Kipera potrzebujemy, jeżeli możesz się tym zająć to będzie dla nas wielka pomoc. Chodź do Trenera.’ Poszliśmy. Ogrodnik zaanonsował, że mam kipować na treningach. Trener przytaknął jak gdyby nigdy nic. ‚Mówiłem, że mogę się zająć kiperką jak przyszedłem tutaj rok temu, ale nikt tego nie potraktował poważnie,’ powiedziałem trochę przekornie. Trener uśmiechnął się ambiwalentnie i skwitował ‚Dużo ludzi tu przychodzi i różne rzeczy mówi.’ Poźniej się dowiedziałem dlaczego potrzebny jest dodatkowy kiper, jeden już nie daje rady kondycyjnie, a drugi zaliczył 40 przepuszczonych podczas meczu 45 overowego co doprowadziło do raczej kompromitującej przegranej.

Wróciłem do domu i wygrzebałem z szafy stare rękawice w których ostatni raz zagrałem w Warszawie w lipcu 2020. Już mocno sfatygowane padsy także znalazłem, brakowało tylko rękawic wewnętrznych, ale te także w końcu wypłynęły z czeluści szafy. Na treningu tydzień później ustawiono mnie za tyczkami. W stróżowaniu najważniejsze jest odczytanie co dany miotacz ma na myśli, nawet jeżeli on sam tego nie wie, i jak to się przełoży na trajektorię piłki. Jest tu wiele zmiennych: od kondycji piłki, przez umiejętności miotacza, aż po stan pasa gry. Oczywoście jest jeszcze batsman, który ingeruje we wszystko, ale kiper tak naprawdę patrzy tylko i wyłącznie na piłkę, przez te parę sekund od jej wypuszczenia z ręki miotacza i następne odbicie od nawierzchni. Później pozostają przede wszystkim instynkty plus oczywiście trochę szczęścia. Od kipera jest wymagana tak tężyzna fizyczna jak i kompletne wręcz skupienie. Kombinacja przysiadów z przytrzymaniem, obserwowania piłki, wyłapywanie sporadycznych krawędzi i dość częstych szerokich, a następnie także przejmowanie odrzutów. Skupienie jest zasobem, który szybko się deprecjonuje, dlatego wydziela się je po parę sekund na każdą piłkę.

Na następnym treningu ustawili mnie za palikami i zostawili tam na półtorej godziny, ale za towarzysza miałem jednego z Kapitanów, który bacznie obserwował moje poczynania. ‚Jak kiperka idzie?’ zapytał pod koniec sesji. ‚Lepiej niż miotanie’ odpowiedziałem odrzucając piłkę. Tak naprawdę czułem jakbym właśnie wrócił do ojczyzny z dalekiej podróży, w końcu mogłem zająć się czymś co umiem całkiem dobrze i co traktuję jak moje powołanie niemalże. Vaughan miał rację. Po dwóch tygodniach treningów w siatkach ustawili mnie w polu przy tej gumowej wersji słupków, które umożliwiają ćwiczenie stumpingu. Trener zaaranżował sesję gry w polu, która przede wszystkim polegała na serii trzech odrzutów do kipera. Pierwsza piłka z bliska, druga z odległości około 15 metrów, a ta trzecia już z dystansu. Cały wachlarz odrzutów, z odbiciem i bez, celnych i tych mniej celnych. Po 30 minutach takiej zaprawy lekko słaniałem się na nogach, ale większość piłek czysto lądowała w rękawicach. ‚Jeszcze to mam’ pomyślałem sobie. ‚Jeszcze to mam.’

Jerzy ‚Jersey’ Suchodolski

24 czerwca 2021

Liga Cz. 1.

Po sparingach w kwietniu przyszedł czas na rozgrywki ligowe, które zaczęły się zgodnie z planem w sobotę 1 maja 2021. Na każdym pułapie ligi konkuruje ze sobą dziesięć zespołów. Poszczególne drużyny znają się już dobrze, większość zawodników zapewne też. Wszystkie mecze zaczynają się o 13:00, każde spotkanie trwa 45 serii, czerwona piłka i oczywiście białe stroje. Po moich inicjalnych występach na sparingach nie czułem się wcale pewniej. Przeciwnie. Wiedziełem, że Liga będzie wyzwaniem, tak technicznie jak i kondycyjnie.

Nie mam tutaj obecnie auta, więc jeżdżę wszędzie rowerem. Nawet opracowałem metodę mocowania padsów do ramy, aby łatwiej je było przewozić. Na ten pierwszy mecz jednak Kapitan drużyny zaaranżował dla mnie transport. Niestety była to niedźwiedzia przysługa, ponieważ kierowca spóźnił się o ponad godzinę i zamiast dotrzeć na pole o wymaganej 12:15 byliśmy na miejscu dopiero o 12:55. Efektem ubocznym było to, że wpisano nas do sekwencji battingowej jako ostatnich; ja jako numer 10, a Kierowca jako numer 11, pewnie dlatego, że to on prowadził. Kapitan starał się nawet wykazywać pewną wyrozumiałość, ale widać było, że to całe zajście raczej go zirytowało. Toss już był wygrany i oczywiście nasz zespół wybrał batting. Przez 45 serii ugraliśmy 156 za 7. Co średnio daje niecałe cztery runy na over. Prędkość iście Testowa. Nota bene, nasz opener rozegrał cały innings i zszedł niepokonany z dorobkiem 71 punktów. Natomiast mój debiut ligowy nie wymagał battingu niestety, ponieważ wyeliminowano tylko siódemkę. Ja i Kierowca byliśmy w pełnej gotowości bojowej, aby się zrehabilitować za to haniebne spóźnienie, ale nici z tego.

Po przerwie na przysłowiową herbatkę weszliśmy na pole. Profilaktycznie zapytałem jeszcze Kapitana kto decyduje o ustawieniu w polu. Odpowiedział, że kapitan i miotacz wspólnie. ‚Czyli miotacz’ pomyślałem sobie. Może być i tak. Kierowca doradził mi, abym ustawił się blisko miejsca gdzie chcę grać, bo to zwiększa szansę na otrzymanie tej właśnie pozycji. Teoria sprawdziła się, ponieważ przypadkowo stałem w świetle mid on i tam też oczywiście zostałem zesłany na cały mecz. Byłem pod wrażeniem błyskawicznych wręcz przetasowań między seriami, wszyscy szybko przebiegali po przekątnych i sprawnie zajmowali nowe pozycje. Nasz Kapitan, który także był Kiperem, wydawał się przerabiać jakiś monodram, ponieważ mówił nieustająco. Nie było to jednak dojeżdżanie przeciwników, ale bardziej układanie naszej drużyny. Nie mogłem wykazać się w polu, ponieważ przez pierwszą część meczu nic nie leciało w moją stronę. Wszystko się zmieniło po trzeciej eliminacji, kiedy na pas gry wszedł batsman, który wszystko bił na mid on. Wstępnie po ziemi, ale później już odważniej górą. Jedna z takich mocno uderzonych piłek szybowała prosto na mnie, nawet nie potrzebowałem się ruszyć, wszystko co musiałem zrobić to jedynie wyskoczyć i złapać piłkę. Wyskoczyłem. Nie złapałem. Poczułem tylko jak piłka ociera się o moje obgryzione paznokcie. Poleciała na sześć i zniknęła w krzakach. Kierowca przyszedł, aby pomoć w szukaniu piłki. ‚Co się stało?’ zapytał z niedowierzaniem. ‚Nie mam pojęcia’ odpowiedziałem po prostu. Spotkanie przegraliśmy różnicą 6 wicketów już w 36 serii.

Po tym pierwszym meczu przyszły ulewne deszcze, które uniemożliwiły grę w krykieta przez następne trzy tygodnie. Drugi mecz, który tak naprawdę powinien być piątym, odbył się w sobotę 29 maja 2021. Na tym samym obiekcie. Tym razem postanowiłem pojechać tam rowerem, zasada umiesz liczyć, licz na siebie, wydawała się bezpieczniejsza. Przegraliśmy toss i zostaliśmy zmuszeni do gry w polu. Tym razem tak samo przypadkowo wylądowałem na prostopadłej (ang. square leg). Kapitan nieustająco dostrajał ustawienie instruując niemalże każdego z zawodników: ‚Za blisko!’, a w następnej serii ‚Za daleko!’ pokrzykiwał asertywnie. Zaczęło mnie to lekko męczyć, więc po następnej takiej komendzie zapytałem kontrolnie ‚To gdzie ja mam się dokładnie ustawić?’ Odpowiedź stała się dla mnie istnym krykietowym olśnieniem: ‚Ty sam musisz zadecydować gdzie stanąć, aby dany batsman nie mógł przebiec jedynki.’ Teraz dopiero zrozumiałem o co im tutaj chodzi. Genialne podejście do rzeczy! Przez pierwsze 10-15 serii gra jest zawsze bardzo zachowawcza, duet batsmanów przyzwyczaja się do warunków, próbuje rozszyfrować poszczególnych miotaczy. Później jednak zaczyna się już systematyczna ofensywa. Średnio dwie-trzy piłki w każdej serii odbijane były prostopadle, prosto na mnie. Wiłem się jak w ukropie, ale wszystkie piłki zatrzymywałem. Kapitan przestał mnie zauważać co odebrałem jako dobry omen. Nasi przeciwnicy zdobyli 189 za 4. Do ugrania.

Podczas herbatki Kapitan podszedł do mnie i zaanonsował, że mam otworzyć batting. W tym momencie o mało co nie spadłem z plastikowego krzesła na którym właśnie siedziałem, ale przytaknąłem tylko z pełną powagą skazańca pogodzonego już ze swoim losem. Drugim openerem był zawodnik młodzieżówki, który od paru lat reprezentuje hrabstwo. ‚Kto bierze pierwszą piłkę?’ zapytałem w drodze na pas gry. ‚Ty możesz’ odpowiedział uprzejmie. ‚Wspaniale’ pomyślałem. Miotacz już był gotów, w ręku trzymał nową piłkę, która lśniła w słońcu. Scena niedopowiedzianego dramatu wyjęta prosto z prozy Hemingwaya. Miotacz wziął potężny nabieg i posłał piłkę w moją stronę z ogromną siłą, ale tak szeroko, że kiper nie miał żadnych szans a piłka potoczyła się aż do bandy. Pięć punktów i nawet kija nie trzeba używać, nie jest źle, pomyślałem. Miłe złego początki. Miotacz wstrzelił się już w trzeciej piłce i jedyne co mnie pozostało to Częstochowa. Wytrwałem 7 serii i zdobyłem 3 runy. Usunięto mnie metodą LBW. Przegraliśmy mecz 36 punktami, ponieważ zdołaliśmy ugrać tylko 153 punkty za 2 przez całe 45 serii.

Jerzy ‚Jersey’ Suchodolski

11 czerwca 2021

Treningi Cz. 2.

Na treningach gra w polu traktowana jest po macoszemu. Zauważyłem, że doskonalenie tego aspektu krykieta wymuszane jest na Trenerze ilością zawodników którzy przychodzą na daną sesję. Jeżeli w siatkach jest tłok tzw. nadwyżka ląduje gdzieś na skraju pola gdzie ćwiczy bardzo skomplikowaną i kondycyjnie wymagającą rutynę biegania od stacji do stacji i odrzucania do kipera. Wszyscy spóźnialscy lądują w tejże grupie. Ci bardziej przezorni przychodzą na czas i zajmują miejsce w siatkach. Na meczach jednak każdy błąd w polu jest bardzo źle widziany, nie ma komentarzy, ale nie trzeba słów, aby zrozumieć, że upuszczenia piłki są równoznaczne z plamą na honorze i niezdarność w polu może nawet rzutować na selekcję do następnego meczu.

Trener ma bardzo donośny głos, słychać go na całym boisku. Zarządza ekipą składającą się z kilkudziesięciu zawodników jak armią podczas starcia z jakimś niewidzialnym wrogiem. Ma niepodważalny wręcz posłuch u wszystkich bez względu na wiek etc., nawet kapitanowie poszczególnych zespołów podchodzą do niego jak petenci ściskając czapkę w rękach. Trener przyjeżdża na treningi ze swoim psem. Ten zazwyczaj biega po polu i jak już przejmie jedną z piłek to raczej jej nie odda. W czasach pandemii – kiedy to każdy zawodnik musi przynosić na treningi własną piłkę – niedokładna miotanie karane jest nie tylko czwórką, ale potencjalnie może także się skończyć utratą piłki, ponieważ pies gdzieś z nią znika.

W siatkach trenuje się technikę i należy grać po ziemi. Zasada ta jest przestrzegana wręcz religijnie. Do tego stopnia, że jeżeli batsman nagle postanawia grać na sześć dostaje wstępne ostrzeżenie a następnie usuwany jest z siatek. Oczywiście niektórzy nie są w stanie opanować temperamentu i próbują bić szóstki pod nieobecność Trenera, ale zazwyczaj fakt ten jest bezceremonialnie zgłaszany do nadzoru i bardzo szybko zabawa się kończy. Fenomenem jest to, że ukarany batsman wcale nie prostestuje tylko opuszcza siatki. Zasady to zasady.

Jak mawia Trener ‚z bicia szóstek w siatkach nic nie wynika’ i dodaje, że ‚w siatkach należy tylko i wyłącznie doskonalić technikę’. Ma rację. Następna ciekawa rzecz to nieustająca rotacja zawodnikami. Chodzi o to, aby każdy batsman podczas sesji przyjął jak najwięcej różnorodnych zagrywek. Prawoskręty, lewoskręty, szybkie, petardy, podnóżki, kompletne niewypały etc. Każda krawędź uznawana jest za automatyczne wykluczenie. Przetrwać sesję unikając eliminacji jest czasami nie lada wyczynem. To wszystko jest dobrym przygotowaniem do rozgrywek ligowych, które trwają 45 serii. Podczas takiego meczu każdy bastman znajdzie sobie miejsce; ci grający bardziej zachowaczo otwierają batting, ci bardziej ofensywni wchodzą gdzieś w środkun sekwencji (pozycje 4-7), aby punktować już podmęczonych miotaczy, reszta wchodzi pod koniec sekwencji i próbuje wyrwać co się da już bez baczenia na technikę…

Oczywiście Trener udziala czasami wskazówek co do techniki, chwali dobrze odbitą piłkę, docenia także miotanie, w bardzo dyplomatyczny sposób wytyka błędy. Tak naprawdę jednak każdy zawodnik musi sam doskonalić własny krykietowy kunszt. Wszystko wydaje się po prostu opierać na ilości przyjętych piłek, nie mówimy tutaj o dziesiątkach, ale bardziej o setkach. Tak, krykiet ma pewien kanon tzw. technicznych zagrań, ale teraz dochodzę do wniosku, że wcale nie na tych ‚czystych’ uderzeniach opiera się ten sport. Nie na poziomie amatorskim. Wygląda na to, że w tym przypadku każdy po prostu musi sam wypracować własny styl, zgodny z temperamentem oraz możliwościami motorycznymi. Prosta zasada: nic na siłę, pracuj z tym co zostało ci dane w kontekście uzdolnień oraz instynktów. Krykiet to rzemiosło i nie ma tu miejsca na teoretyzowanie, tym zajmują się komentatorzy meczów Testowych, aby wypełnić czas na antenie. Jedyną metodą na doskonalenie krykieta jest systematyczna gra w krykieta.

Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski

30 maja 2021

Treningi Cz. 1.

Treningi dla więkoszości zawodników odbywają się w środy od 18:00 do 20:00. Pierwszy Zespół trenuje oddzielnie we wtorki. Poszczególne juniorskie grupy wiekowe także mają zajęcia w inne dni tygodnia. W zeszłym roku trenowałem z SCC tylko przez kilka tygodni w sierpniu i na początku września. Wszystko jednak odbywało się trochę na pół gwizdka z powodu pandemii. Mimo tego jednak organizacja robiła wrażenie. Przyznam, że jechałem na ten pierwszy trening z pewnym kompleksem niższości, ponieważ miałem świadomość, że nagle spotkam się z ludźmi, którzy grają w krykieta od wielu lat a większość z nich zapewne od dzieciństwa. Podczas tego pierwszego treningu ubiegłego lata przeszedłem pewien chrzest bojowy. Na widok nowego zawodnika zmierzającego do netsów jeden z szybkich miotaczy już ustawił się na początku rozbiegu. Patrząc ze zrezygnowaniem na crescendo nabiegu wiedziałem, że ta piłka to będzie koźlak. Dokładnie tak się stało. Piłka odbiła się mocno od wychniętego pasa gry i poszybowała prosto pod brodę. W tym momemcie bardzo przydały się doświadczenia z betonoweogo pitchu w Starych Babicach. Wybroniłem się, jeszcze nie desperacko, ale jednak w ostatniej chwili. Piłka głucho upadła na podłoże tuż przy moich stopach. Miotacz skwitował zajście tylko pomrukiem irytacji.

W tym roku na pierwszy trening sezonu przyszło około 40 osób, połowa tych, którzy widnieją na liście członków Klubu. Jest jeden szkoleniowiec, który dowodzi sesją treningową, ale procedura jednak jest bardzo prosta. Nie ma tu zbędnych teorii. Mechanizem napędowym krykieta jest batting, więc na tym skupia się trening. Wszyscy dzieleni są na czwórki-szóstki i rodzielani po poszczególnych netsach. Są trzy stałe ‚klatki’ oraz dodatkowe trzy-pięć, w zależności od zapotrzebowania, które ustawiane są na placu (ang. square) w środku pola, obok meczowych pasów gry. Zawodnicy z zespołów Trzy-Pięć mieszani są bez względu na drużynę w której grają, ale Drugi skład trenuje sam. Ja trafiłem do ekipy, która gra w Trzecim zespole. Dostałem polecenie od trenera, aby ubrać padsy, więc wszedłem do netsów jako pierwszy.

Ekipa już czekała. Dwóch szybkich miotaczy i jeden spinner. Po tym pierwszym rozegranym meczu nawet czułem się całkiem pewnie, ale spodziewałem się, że Trzeciaki to będzie już kompletnie inna liga. Dokładnie tak było. Parada całej gamy możliwości miotacza; od podnóżków, przez wolniejsze piłki, aż do koźlaków. Tylko spinner nie mógł sie wstrzelić i część piłek była szeroka. Moje występienie na battingu trwało pół godziny, przyjąłem jakieś 50-60 piłek, średnio dwie na minutę. Zdejmując padsy zrozumiałem, że teraz będę musiał miotać do końca treningu czyli przez półtorej godziny. Dokładnie tak było. Trudno się dziwić, że u tych zawodników szerokie piłki to wyjątek potwierdzający regułę.

SCC ma pięć drużyn, które biorą udział w rozgrywakach ligowych i każdy z tych zespołów ma do dyspozycji 15-20 zawodników jako skład. To zapewnia nie tylko jedenastkę na wszystkie mecze ligowe, ale stwarza także pewną wewnętrzną rywalizację. To, że jest się przypisanym do danego zespołu nie gwarantuje wcale miejsca w drużynie meczowej. Co oznacza, że kapitan drużyny musi podjąć decyzję co do selekcji zawodników. Podczas tych dwóch godzin treningu tak trener, jak i poszczególni kapitanowie, krążą od siatki do siatki obserwując swoich zawodników. Wydaje się jednak, że nastawienie jest bardzo pragmatyczne, tzn., aby każdemu dać szansę zagrać. Pozycje w drużynie należy sobie wypracować i sumienność na treningach jest doceniana. Truizm, że talent to nie wszystko i że potrzebna jest jeszcze systematyczna praca interpretowany jest tutaj literalnie.

Po godzinie miotania miałem już odciski na palcu wskazującym prawej ręki od podkręcania piłki. Musiałem jednak miotać jeszcze przez następne pół godziny. To sprawiedliwe, jeżeli ja miałem moje 30 minut battingu, to ostatniemu w kolejce także się to należy. Nie tylko w Polsce występuje czynnik ludzki. Kątem oka widziałem jak niektórzy zawodnicy z innych netsów urywają się przed czasem. Zegar na wieżyczce pawilonu pokazywał dopiero 19:45, ale ci bardziej ‚zmęczeni’ wycofywali się z pola pod osłoną wiosennej szarówki. Moja ekipa twardo trenowała do punkt 20:00. Ich sumienność wynikała z profesjonalizmu ja natomiast korzystałem po prostu z tej infrastruktury ciesząc się jak dziecko z nowego roweru.

Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski

22 kwietnia 2021

4th XI vs 5th XI

W ten weekend (10 – 11 kwietnia 2021) ruszył w Anglii nowy sezon krykieta amatorskiego. W zeszłym roku rozgrywki były skrócone z powodu COVID-19, ale cześć wcześniej zaplanowanych spotkań jednak się odbyła, treningi także prowadzone były regularnie po tym pierwszym lockdownie.

SCC to jeden z większych klubów w hrabstwie Wiltshire. Założony w 1844 roku jest jednym z najstarszych klubów krykietowych w Anglii. Mają obecnie pięć drużyn, które grają w różnych ligach. Oczywiście Pierwsza Jedenastka (1st XI) to to zespół najlepszy. Czwarta i Piąta Jedenastka to mieszanka seniorów, nowicjuszy w klubie i juniorów. Dołączyłem do nich w sierpniu 2020, ale tylko na miesiąc, ponieważ treningi zakończono na początku września, a krykiet halowy nie jest tutaj praktykowany. W tym sezonie przydzielono mnie do zespołu Czwartego (4th XI).

Dziś odbył sie pierwszy mecz, sparing przed sezonem. Czwarta Jedenastka zmierzyła się z Piątą Jedenastką, format to T20, ale czerwona piłka i białe stroje. To była dla mnie pierwsza szansa, aby w meczu sprawdzić to wszystko czego nauczyłem się na improwizowanych polach w Polsce; poczynając od Romantycznej, przez Hutnika a na Starych Babicach kończąc.

Zagraliśmy na głównym polu SCC. Doskonale utrzymane pasy gry oraz odnowione pole zewnętrzne. Wydawałoby się, że warunki perfekcyjne do gry. Okazuje się jednak, że porośnięte trawą pasy gry są bardzo wolne. O wiele wolniejsze od betonu na którym gra się w kraju. Trudno jednak punktować, ponieważ jakość miotania jest bardzo wysoka, wszystko w punkt i piłki szerokie zdarzają się bardzo rzadko. Podczas rozgrywek daje się wyczuć duży poziom ambiwalencji, wszyscy skupiają się na własnej grze. Jest tzw. banter, ale nic ekstremalnego. Żyj i daj żyć, graj i daj grać.

Pierwotnie wystawiono mnie na pozycji dziewiątej, ale po naszym innigsie w polu kapitan poinstruował, abym wszedł jako trzeci. Po półrocznej przerwie ponownie miałem kij krykietowy w rękach. Idąc na środek pola zastanawiałem się co to będzie za debiut. Jak sprawdzą się te wszystkie umiejętności przywiezione z Polski do ojczyzny krykieta. Zawsze z tyłu głowy pojawia się cień kaczki, ale o tym nie należy myśleć. Po prostu trzeba grać swoje. Na polu nadal był opener, ja musiałem przetrwać jedną piłkę do końca serii. Wszyscy tutaj trzymaja się złotej zasady: dobrą piłkę blokuj, tę gorszą uderz. W meczach ligowych, które trwają 40 serii, sprawedza się to doskonale. W T20 już mniej. Dlatego nasza drużyna musiała zdobyć tylko 65 punktów, aby wygrać. Ja dodałem jedynie 2, ale najważniejsze, że wcale nie odstawałem techniką od moich kompanów. Mecz wygraliśmy trzema wicketami w 20. serii.

Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski

11 kwietnia 2021

Vienna Winter Cup 2020

Z perspektywy polskiego krykieta Vienna Winter Cup ma szczególne znaczenie. To tam właśnie w lutym 2014 zrodził się pomysł założenia WHCC. Klub regularnie jeździł na ten turniej w latach 2015-2018. Niestety z powodów organizacyjnych nie było polskiego akcentu w zeszłorocznej edycji. W tym roku (22-23 lutego) WHCC wróciło na wiedeńskie salony w następującym składzie: J. Błażejczyk (k), S. Gururaj, J. Mospan (debiut), B. Paszkowiak (debiut), J. Samocki (debiut), J. Suchodolski (wk). W inicjalnym składzie było jeszcze dwóch doświadczonych zawodników, którzy do Wiednia niestety nie dotarli. Oznaczało to, że trzech debiutantów – w tym dwóch młodzików – musiało wziąć na swoje barki presję całego turnieju. Format halowy to już tradycyjne 10 serii na innings, a każda szeroka piłka to trzy punkty karne. Takie zaostrzenie oznaczało, że miotanie musiało być bardzo precyzyjne, ponieważ oddane rany bardzo trudno odrobić battingiem. Polski zespół trafił do grupy śmierci. Przeciwnicy to: Vienna Cricket Club (VCC) – faworyt turnieju, UCC Seebarn – drugi zespół ze stajni VCC i Touregs – angielscy weterani krykieta.

W pierwszym meczu grupowym, przeciwko VCC, polski zespół wybrał atak. Mądra decyzja, gdyż dało to szansę debiutantom przywyknąć do bardzo trudnych warunków. Już po dwóch seriach, kiedy to Błażejczyk czysto usunął najlepszego batsmana turnieju, stało się oczywistym, że WHCC tanio skóry nie odda. Gospodarze byli zaskoczeni tak wymagającym technicznie atakiem. Debiutant Mospan zdjął dwa skalpy, a czwarty wyket to run out na zapleczu w wykonaniu Suchodolskiego. W sumie VCC zdobyło 121 przebiegów. WHCC broniło się rezolutnie przez siedem serii, ale musiało ustąpić pola z wynikiem 41.  Drugi przeciwnik, Seebarn, sprytnie wybrał grę w polu tym samym forsując WHCC do defensywy. W tym rozdaniu Gurujaj i Błażejczyk zbudowali stabilną platformę, a do końca dograło dwóch debiutantów; Paszkowiak i Samocki. Dorobek WHCC po 10 seriach to 92. Seebarn potrzebował zaldwie ośmiu serii, aby dogonić wynik, ponieważ większość punktów ‘zdobyli’ z nieforsowanych błędow polskich miotaczy.

Vienna Winter Cup: WHCC versus Seebarn. Gururaj w akcji. 22 lutego 2020.

Eklektyczna ekipa Touregs bardzo poważnie podeszła do trzeciego spotkania. Polski zespół ponownie wybrał atak i mecz zaczął się wręcz perfekcyjnie, kiedy to Gururaj już pierwszą piłką usunął angielskiego otwieracza (LBW). Niestety na następny wyket należało czekać aż od ósmej serii, tym razem uderzył Samocki a Mospan wykazał się doskonałym przejęciem piłki w polu. Końcowy dorobek Touregs to 115 z czego 57 to punkty karne. W ripoście WHCC zdobyło 76. Ostatni mecz versus Zurich także został niespodziewanie przegrany przez polski zespół pomimo doskonałego battingu Gururaja i Mospana.

Karty wyników z poszczególnych czterech spotkań nie odzwierciedlają co tak naprawdę wydarzyło się na parkiecie. Połowa polskiego zespołu to nowicjusze, którzy w krykieta grają od wiosny 2019. Mospan, Paszkowiak i Samocki musieli stawić czoła zawodnikom, którzy grają od dekad oraz doskonale znają tę właśnie halę. Niezaprzeczalnie każdy mecz był dla WHCC potężnym wyzwaniem; zarówno technicznym jak i psychologicznym. Momentami jednak polski zespół grał pewnie i z autorytetem. Należy docenić Błażejczyka jako kapitana, który bardzo spokojnie nawigował zespołem zmieniając taktykę tak, aby zminimalizować efekty uboczne niedociągnięć technicznych trzech nowych zawodników.

Aby ukontekstowić poziom polskiego zespołu, należy spojrzeć w zestawienia podsumowujące cały turniej. Na 77 batsmenów, którzy wystąpili w turnieju, Gururaj był szósty (79 ranów)  a Suchodolski 18 (30). Jeżeli chodzi o miotanie Błażejczyk był trzeci (4 wykety za 69 ranów) a Mospan 19 (2 za 94). Mospan i Suchodolski znaleźli się także w pierwszej dwudziestce w domenie fildingu odpowiednio na 12 i 20 miejscu. Na szczycie kategorii MVP także pojawiło się dwóch zawodników WHCC; Gururaj na miejscu 10 i Błażejczyk na miejscu 13. Dodatkowo Gururaj został także uwzględniony jako batsman w tzw. Dream Team. Nasuwające się wnioski są oczywiste: potencjał WHCC jest ogromny,  natomiast widać ewidentny brak doświadczenia na poziomie międzynarodowym, co automatycznie przekłada się na brak zgrania zespołu oraz rezultaty. To wszystko jednak z pewnością przyjdzie z czasem. Übung macht den Meister.

Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski

26 lutego 2020

ICC World Test Championship (2019-2021)

W 2018 ICC (International Cricket Council) ogłosiło nowy system rozgrywek tradycyjnego formatu krykieta: World Test Championship (WTC). Przez te ostatnie półtora wieku krykiet Testowy był po prostu rozgrywany na zasadzie bilateralnej, tzn. raz wy przyjedziecie do nas, raz my pojedziemy do was. Oczywiście wszystko w hermetycznie zamkniętym kręgu nacji Testowych. Nie było rankingu, który podliczałby wygrane/przegrane, czy też porównywał te zespoły między sobą. Bardziej chodziło o tę specyficzną dwustronność, która zrodziła się podczas pierwszych meczy Tetsowych pomiędzy Australią a Anglią na przełomie 1861-62. W każdym sporcie jest trudno wygrać na wyjeździe. Tutaj jednak nie mówimy o np. 80 minutach (rugby) gry na obcym terytorium. W tym przypadku mówimy np. o dwóch, a czasami nawet pięciu pięciodniowych Testach rozgrywanych w kompletnie innych, a tym samym wrogich, warunkach klimatycznych. Przykład: Anglia w Indiach lub odwrotnie.

ICC postanowiło ukontekstowić te odwieczne zmagania w postaci zestawienia poczynań poszczególnych krajów krykietowej elity. Pierwsza edycja WTC zaczęła się – można by rzec zgodnie z tradycją – serią The Ashes w sierpniu 2019, a zakończy się w kwietniu 2021, kiedy to Indie Zachodnie mają wybrać się na Sri Lankę. System punktacji zależy od ilości spotkań w serii, jeżeli zespół wygra serię składającą się z pięciu spotkań to otrzymuje 24 punkty (12 za remis), z czterech: 30 (15), z trzech: 40 (20), z dwóch: 60 (30). Następnie punkty zostają podliczone i dwa wiodące w rankingu kraje rozgrywają finał w czerwcu 2021. Zgaduję, że na Lord’s. W lidze bierze udział dziewięć zespołów: Anglia, Australia, Bangladesz, Indie, Indie Zachodnie, Nowa Zelandia, Pakistan, RPA, Sri Lanka, każdy z nich rozegra sześć serii Testowych podczas tych dwóch lat. Obecnie (11 lutego 2020) na pierwszym miejscu plasują się Indie z trzema już wygranymi seriami, po nich Australia z dwoma. Trzecie miejsce zajmuje Anglia, a zestawienie zamyka Bangladesz, który rozegrał tylko jedną serię.

Opinie na temat WTC są podzielone. Tradycjonaliści alergicznie reagują na to, w ich rozumieniu, światowe zestawienie, podkreślając wagę tych oddzielnych zmagań pomiędzy poszczególnymi krajami. Najwyższy czas jednak zapomnieć o postkolonialnych zaszłościach. Z punktu widzenia entuzjasty krykieta pochodzącego z kraju gdzie sam sport, a tym bardziej format raczkuje, uważam tę zmianę za pozytywną. Krykiet Testowy potrzebuje kontekstu, aby przetrwać przynajmniej te następne 150 lat. Format ten jest ustawicznie podgryzany przez te rzekomo bardziej widowiskowe odmiany, a więc uniwersalna arena na której teraz są rozgrywane Testy, staje się tylko dodatkowym atutem w promowaniu tejże odmiany.

World Test Championship 2019-2021

Nie tylko T20 kannibalizuje krykiet Testowy. ICC zaczęło ostatnio mówić o skróceniu meczów z pięciu do czterech dni. Ponownie pojawia się wiele kwestii spornych; poczynając od purystyczno-filozoficznych, a na czysto pragmatycznych kończąc. Tak naprawdę, w większości Testów nie dochodzi do dnia piątego, ponieważ mecze często rozstrzygane są pod koniec czwartego dnia. Pojawiła się już pewna wypracowana reguła, gdzie jeden innings battingowy danej drużyny trwa zazwyczaj jeden dzień plus/minus sesja. Kluczowym jest liczba ranów na tablicy oraz efektywność ataku w ripoście z pola.

Usuwanie jednak piątego dnia z powyższego względu byłoby bardzo krótkowzroczne, ponieważ ten ruch de facto zmieniłby całą anatomię, a tym samym strategię meczu Testowego. W sytuacji kiedy dane spotkanie jest naprawdę zacięte i gdy to np. jeden z kapitanów może zastosować przywilej wymuszonej kontynuacji, brak piątego dnia podważa kompletnie zasadność takiej decyzji. Łatwiej jest bronić wyniku przez dwie godziny (jedna sesja), a nie przez cały dzień (trzy sesje). Następny aspekt to kwestia widzów, którzy na te mecze jeżdżą. Nie spotkałem jeszcze osoby, która oglądałaby całe pięć dni od tossa do stumpsów. Z autopsji wiem, że po dwóch dniach oglądania Testu ma się po prostu dość i potrzebna jest pauza. Nie tylko dla wątroby. Opcja powrotu na piąty dzień jednak jest zawsze ciekawa. Tym bardziej, że bilety są zazwyczaj o wiele tańsze.

Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski

11 lutego 2020

Anglia w RPA 4. Test: Wanderers

Ostani Test w serii. Anglia prowadziła 2-1 po trzech spotkaniach. Po upokarzającej przegranej w trzecim meczu, RPA wprowadziła następujące zmiany w zespole: Pretorius za Rabada’ę, Bavuma za Maharaję oraz Hendricks (debiut) za Patersona. Rabada został ukarany za jego raczej przesadne, melodramatyczne wręcz, celebrowanie zdobytych wyketów, które to zazwyczaj odbywały się tuż obok wyeliminowanych batsmenów. Anglicy wprowadzili dwie zmiany. Jedna wymuszona tuż przed meczem, podczas rozgrzewki okazało się, że Archer jednak nie zdoła grać. Zamiast niego Wood. Druga zmiana to Woakes, który zajął miejsce Bessa. Pierwszego Dnia mecz rozpoczął się dopiero o 12.20 czasu lokalnego (13.20 CET) z powodu deszczu. Du Plessis po raz siódmy z kolei przegrał toss. Root ponownie wybrał batting, ale tym razem była to bardzo ryzykowna decyzja z powodu zmiennych warunków atmosferycznych.

Stadion New Wanderers w Jahanesburgu to jeden z kultowych amfiteatrów światowego krykieta. Z uwagi na architekturę nosi także miano areny walki byków. Niestety Pierwszego Dnia (piątek) trybuny świeciły pustkami. Plansza na tym polu słynie z szybkości i wysokiego odbicia. Szpaler przybocznych stoi zazwyczaj głęboko, jak wataha wilków w oczekiwaniu na szybujące krawędzie. Angielscy otwieracze rozpoczęli nerwowo, ale bardzo szybko okrzepli. Atak RPA wydawał się kompletnie bezzębny. Podczas pierwszej sesji cała piątka miotaczy RPA – Philander, Hendricks, Nortje, Paterson, Pretorius – próbowała szczęścia, ale bezskutecznie. Crawley (66) i Sibley (44) niemalże rutynowo grali aż do przerwy i doprowadzili do stanu 100-0, najwyższy bilans otwarcia Anglików od 2016 roku. W wieczornej sesji padły cztery wykety; dwóch otwieraczy, a później Denly i Stokes (2). Trzy ostatnie skalpy przejął pewnie van der Dussen na pozycji pierwszego przybocznego. Denly zagrał tym razem mniej konserwatywnie uderzając agresywnie, jakby zdjęto mu kajdany z nóg. Zmierzył się z 35 piłkami, z których zdobył 27 ranów. Anglicy dokończyli swój pierwszy innings Drugieg Dnia po lunchu, z imponującym wynikiem 400.

Anglia w RPA: 4. Test (Trzeci Dzień). Wanderers (Johanesburg). 26 stycznia 2020.

RPA musiała wygrać Test, aby uratować serię. Początkowo Elgar i Malan grali rezolutnie, uporczywie blokując i uderzając tylko przewidywalne piłki. Przetrwali do popołudniowej herbaty, ale w ostatniej sesji dnia poległo aż sześć wyketów. Zazwyczaj skuteczność battingu jest odwrotnie proporcjonalna do jakości miotania. Anglia po prostu nie pozwalała RPA grać. Wzbierająca niemoc doprowadziła do frustracji, która szybko przekształciła się  w wymuszone błędy. Pierwsza ofiara to Malan (15). Następnie van der Dussen (0), który rozczarował jako numer 3. Wydawało się, że Elgar (26) i du Plessis (3) wstrzymają potop, odpowiednio jednak Stokes i Woakes umieli skutecznie przebić linię obrony. Du Plessis sprawiał wrażenie pogodzonego z losem kapitana tonącego okrętu. Bilans na koniec Trzeciego Dnia: 88-6.

Następnego ranka de Kock (76) fechtował klasycznie, ale stał się czwartą z pięciu ofiar doskonale grającego Wooda. Dorobek pierwszego inningsu RPA to 183, deficyt 217. Teoretycznie Root mógł wymusić kontynuację, ale postanowił dać odpocząć miotaczom. Anglicy przetrwali dwie sesje. Do herbaty padły dwa wykety: Crawley (24) oraz Denly (8). Następnie w ostatniej sesji dnia pozostałe osiem. Debiutant Hendricks w końcu wstrzelił się zdobywając aż pięć wyketów, wiekszość to zadry widowiskowo przejmowane na tyłach. Zanim ustąpili pola, Anglicy dodali następne 248 rany. RPA potrzebowało w sumie 465 do wygranej, mając całe dwa dni  przed sobą. Déjà vu. To już kiedyś grano.

W finalnym rozdaniu van der Dussen (98) dla odmiany zagrał jak doświadczony numer 3, ale Wood podciął mu skrzydła tuż przed dziewiczą setką. Du Plessis (35) został czysto usunięty przez Stokesa kilka piłek wcześniej. To był początek końcowej procesji, do której niespodziewanie szybko dołączył także de Kock (39), a zaraz za nim reszta.  Anglia wygrała mecz już Czwartego Dnia różnicą 191 ranów oraz całą serię imponującym wynikiem 3-1. Następny przystanek testowy dla Anglii to Sri Lanka w marcu, a dla RPA to prawdopodobnie Indie Zachodnie dopiero w lipcu.

Karta wyników. Skróty.

Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski

27 stycznia 2020