Treningi dla więkoszości zawodników odbywają się w środy od 18:00 do 20:00. Pierwszy Zespół trenuje oddzielnie we wtorki. Poszczególne juniorskie grupy wiekowe także mają zajęcia w inne dni tygodnia. W zeszłym roku trenowałem z SCC tylko przez kilka tygodni w sierpniu i na początku września. Wszystko jednak odbywało się trochę na pół gwizdka z powodu pandemii. Mimo tego jednak organizacja robiła wrażenie. Przyznam, że jechałem na ten pierwszy trening z pewnym kompleksem niższości, ponieważ miałem świadomość, że nagle spotkam się z ludźmi, którzy grają w krykieta od wielu lat a większość z nich zapewne od dzieciństwa. Podczas tego pierwszego treningu ubiegłego lata przeszedłem pewien chrzest bojowy. Na widok nowego zawodnika zmierzającego do netsów jeden z szybkich miotaczy już ustawił się na początku rozbiegu. Patrząc ze zrezygnowaniem na crescendo nabiegu wiedziałem, że ta piłka to będzie koźlak. Dokładnie tak się stało. Piłka odbiła się mocno od wychniętego pasa gry i poszybowała prosto pod brodę. W tym momemcie bardzo przydały się doświadczenia z betonoweogo pitchu w Starych Babicach. Wybroniłem się, jeszcze nie desperacko, ale jednak w ostatniej chwili. Piłka głucho upadła na podłoże tuż przy moich stopach. Miotacz skwitował zajście tylko pomrukiem irytacji.
W tym roku na pierwszy trening sezonu przyszło około 40 osób, połowa tych, którzy widnieją na liście członków Klubu. Jest jeden szkoleniowiec, który dowodzi sesją treningową, ale procedura jednak jest bardzo prosta. Nie ma tu zbędnych teorii. Mechanizem napędowym krykieta jest batting, więc na tym skupia się trening. Wszyscy dzieleni są na czwórki-szóstki i rodzielani po poszczególnych netsach. Są trzy stałe ‚klatki’ oraz dodatkowe trzy-pięć, w zależności od zapotrzebowania, które ustawiane są na placu (ang. square) w środku pola, obok meczowych pasów gry. Zawodnicy z zespołów Trzy-Pięć mieszani są bez względu na drużynę w której grają, ale Drugi skład trenuje sam. Ja trafiłem do ekipy, która gra w Trzecim zespole. Dostałem polecenie od trenera, aby ubrać padsy, więc wszedłem do netsów jako pierwszy.
Ekipa już czekała. Dwóch szybkich miotaczy i jeden spinner. Po tym pierwszym rozegranym meczu nawet czułem się całkiem pewnie, ale spodziewałem się, że Trzeciaki to będzie już kompletnie inna liga. Dokładnie tak było. Parada całej gamy możliwości miotacza; od podnóżków, przez wolniejsze piłki, aż do koźlaków. Tylko spinner nie mógł sie wstrzelić i część piłek była szeroka. Moje występienie na battingu trwało pół godziny, przyjąłem jakieś 50-60 piłek, średnio dwie na minutę. Zdejmując padsy zrozumiałem, że teraz będę musiał miotać do końca treningu czyli przez półtorej godziny. Dokładnie tak było. Trudno się dziwić, że u tych zawodników szerokie piłki to wyjątek potwierdzający regułę.
SCC ma pięć drużyn, które biorą udział w rozgrywakach ligowych i każdy z tych zespołów ma do dyspozycji 15-20 zawodników jako skład. To zapewnia nie tylko jedenastkę na wszystkie mecze ligowe, ale stwarza także pewną wewnętrzną rywalizację. To, że jest się przypisanym do danego zespołu nie gwarantuje wcale miejsca w drużynie meczowej. Co oznacza, że kapitan drużyny musi podjąć decyzję co do selekcji zawodników. Podczas tych dwóch godzin treningu tak trener, jak i poszczególni kapitanowie, krążą od siatki do siatki obserwując swoich zawodników. Wydaje się jednak, że nastawienie jest bardzo pragmatyczne, tzn., aby każdemu dać szansę zagrać. Pozycje w drużynie należy sobie wypracować i sumienność na treningach jest doceniana. Truizm, że talent to nie wszystko i że potrzebna jest jeszcze systematyczna praca interpretowany jest tutaj literalnie.
Po godzinie miotania miałem już odciski na palcu wskazującym prawej ręki od podkręcania piłki. Musiałem jednak miotać jeszcze przez następne pół godziny. To sprawiedliwe, jeżeli ja miałem moje 30 minut battingu, to ostatniemu w kolejce także się to należy. Nie tylko w Polsce występuje czynnik ludzki. Kątem oka widziałem jak niektórzy zawodnicy z innych netsów urywają się przed czasem. Zegar na wieżyczce pawilonu pokazywał dopiero 19:45, ale ci bardziej ‚zmęczeni’ wycofywali się z pola pod osłoną wiosennej szarówki. Moja ekipa twardo trenowała do punkt 20:00. Ich sumienność wynikała z profesjonalizmu ja natomiast korzystałem po prostu z tej infrastruktury ciesząc się jak dziecko z nowego roweru.
Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski
22 kwietnia 2021