Sędziów na polu krykietowym jest zawsze dwóch; jeden nadzoruje proces miotania, drugi obserwuje terytorium batsmana. Zamieniają się miejscami po każdej serii. Kwestie sędziowania zgłębiam en passant śledząc od 30 lat mecze testowe. Czasami mam nawet możliwość wykorzystania tej wiedzy w praktyce, sędziując improwizowane weekendowe rozgrywki. Arbiter na polu krykietowym nie posiada gwizdka, ale ma immunitet. Jest wyrocznią. Jego werdykty są ostateczne i niepodważalne. Dlatego decyzje, które podejmuje muszą być naprawdę przemyślane i sprawiedliwe. Na meczach amatorskich jest wiele przypadków kiedy to zawodnik nie zgadza się z decyzją sędziego i czasami ma nawet rację, ale zazwyczaj jednak po krótkim proteście i tak schodzi z boiska. Ostrzejsza wymiana zdań z sędziami to w krykiecie nadal wyjątek, a nie reguła. Aczkolwiek są przypadki bardziej butnych zawodników.
Kwestii spornych jest mnóstwo. Ta najbardziej newrlagicza to oczywiście LBW (ang. leg before wicket). To scenariusz gdzie batsman nie uderzył piłki kijem i należy wydedukować czy piłka trafiłaby w zestaw, który znajduje się za nogami batsmana. Jest tutaj ogromne pole do interpretacji dowodów. Główny problem to fakt, że należy osądzić gdzie piłka ‘byłaby’, a nie gdzie ‘była’. W wielu przypadkach decyzja sędziego samouka najzwyczajniej może być wynikiem jego wybrakowanej wiedzy oraz presji 11 krzyczących zawodników. To syndrom marionetki; sędzia, który w ułamku sekundy bez zastanowienia, pod wpływem presji sytuacji podnosi rękę do góry, odsyła często niewinnego batsmana do pawilonu.
Smith, T., ‚Tom Smith’s Cricket Umpiring And Scoring: Laws of Cricket’ (London: Weidenfeld & Nicolson, 2010)
Sędzia na polu krykietowym powinien być stoikiem, ponieważ do poprawnej decyzji wymagany jest kompletny wręcz brak emocji. Plus oczywiście znajomość wszelakich niuansów zapisów w prawach krykieta. Ta niezawisłość szybko staje się bardzo niebezpiecznym narzędziem, jeżeli sędzia nie zna dokładnie zasad lub też po prostu źle je interpretuje. Dobry sędzia jest niewidoczy na polu, koryguje zaledwie naturalny przebieg gry. Sędzia szarlatan ingeruje w mecz często nieprzemyślanymi decyzjami, które zaburzają ten kruchy balans pasywnej agresji panującej na boisku. Krykiet nie jest sportem kontaktowym, nie w sensie literalnym, jest jednak tutaj dużo przemocy ubranej w rytuał oraz tradycję.
Błędy sędziowskie przydarzają się także w meczach na najwyższym poziomie. Przykładem jest niedawny finał Mistrzostw Świata: Anglia versus Nowa Zelandia na Lord’s (14 lipca 2019). W tym przypadku po czwartej piłce ostatniej serii (49.4) naliczono o jeden run za dużo, co de facto doprowadziło do dogrywki, a następnie dramatycznej wygranej Anglii w tzw. super over. Scnariusz: piłka po odrzucie z pola odbiła się od kija dobiegającego do linii Stokesa i potoczyła się do liny. Za bandę naliczono cztery runy, a za przebiegnięcia naliczono jeszcze dwa. Razem sześć. Stokes pozostał na odbiorze i doprowadził do dogrywki. Post factum okazało się, że to był ewidentny błąd sędziowski, ponieważ powinien zostać doliczony tylko jeden run: ten dokończony w momencie odrzutu (paragraf MCC 19:8). Co razem dałoby pięć – w rezultacie zamiast Stokesa na odbiorze grałby Rashid, który jest miotaczem.
Sędziowanie meczu krykieta to zawsze ogromne wyróżnienie i odpowiedzialność. Jest to wręcz unikalne doświadczenie. Krykiet jest umowną inscenizacją działań wojennych; jedna drużyna atakuje, druga się broni. Bieżnia jest oblegana przez 11 zawodników, a dwóch batsmanów broni wąskigo przyczółka i drewnianyhch zestawów jak umownych sztandarów. W tym kontekście nasuwa sie analogia fotografii wojennej. Sędzia jest w centrum akcji i nie biorąc w niej udziału odgrywa jednak kluczową rolę.
Jerzy ‚Jurand’ Suchodolski
26 lipca 2019